Powrót

Obejrzeliśmy Stranger Things 4 przed premierą! Czego oczekiwać? Czy nowy sezon spełnia oczekiwania?

“Stranger Things 4” to znacznie więcej niż powrót do Hawkins. Po finale trzeciej serii było jasne, że twórcy mają przede wszystkim dwie możliwości: powrót do korzeni serialu lub pójście na całość i sprawienie, że 4. sezon zapamiętamy na długo. Obrali drugą ścieżkę i możemy im być za to wdzięczni, bo skala nowych odcinków robi ogromne wrażenie.

Stranger Things 4 – recenzujemy wyczekiwany powrót wielkiego hitu Netflix! Warto obejrzeć?

Jeżeli na pytanie o to, czym jest “Stranger Things” odpowiadaliśmy po 1. sezonie, to skupilibyśmy się na kameralnej atmosferze niewielkiego miasteczka, w którym dzieją się dziwne rzeczy. To, że są w nie zamieszane dzieciaki i tylko one będą mogły uratować całą miejscowość nikogo nie dziwi, bo tylko one – dzięki swojej wyobraźni – potrafią szybko uwierzyć w prawdziwość tego, czego doświadczają. Do dziś wspominamy te odcinki z ogromnym sentymentem, gdyż było to coś świeżego, a jednocześnie dobrze nam znanego. Twórcy, czyli bracia Duffer, skrzętnie wykorzystali znane i działające szablony z innych filmów oraz seriali, połączyli zgrabnie w całość i dowieźli niezwykle udany projekt.

“Stranger Things 2” było nieco powtórką z rozrywki i trudno dziś wyraźnie oddzielić wydarzenia z poprzednim sezonem, ale przy “Stranger Things 3” wytyczono granicę grubą kreską, bo serial dojrzał i poszedł w nowym kierunku. Nie wszystkie zabiegi musiały nam podpaść do gustu, ale generalnie mieliśmy do czynienia z bardzo udanym sequelem. Wobec tego, oczekiwania przed “Stranger Things 4” były gigantyczne, tym bardziej, że przyszło nam czekać aż trzy lata na nowe odcinki. Zwiastuny narobiły smaku, a Netflix postanowił urwać opowieść niedługo przed końcem, ponieważ 4. sezon podzielono na dwie nierówne części – pierwsza liczy 7 odcinków, a druga tylko 2. Te ostatnie będą jednak wspólnie trwać około 4 godzin, więc szykuje nam się nie lada seans w lipcu. Czy do tego czasu będziemy przebierać z niecierpliwości nogami? Po seansie 1. części jesteśmy przekonani, że tak.

Czwarty sezon “Stranger Things” nie rozgrywa się bezpośrednio po poprzedniej serii. Najważniejsi bohaterowie – Mike, Lucas, Max, Dustin i Will – musieli zmienić swoje życia po wydarzeniach w centrum handlowym i część z nich przeprowadziła się z dala od Hawkins. Życie pod przykrywką nie jest łatwe, ale to jedyne wyjście, poza tym w erze bez Internetu było to zdecydowanie łatwiejsze. Niezależnie jednak od tego, czy nasi ulubieńcy chodzą do liceum w Hawkins, czy nie, to każdy z nich będzie mierzyć się z nie lada wyzwaniami. Niektórzy ewidentnie nie chcą się dopasować do nowego środowiska, inni pragną rozpocząć zupełnie nowy etap w swoim życiu, a jeszcze innym nie zależy na niczym po stracie bliskiej osoby. Zresztą dorosłe postacie wcale nie mają łatwiej, bo np. Joyce przecież nie zapomni o Hopperze. Otwarcie 4. sezonu jest jednak zupełnie inne, niż byśmy sądzili – serwowane nam są nie lada retrospekcje, które udostępniono nawet na YouTubie za darmo przed premierą. Znakomicie wprowadza to nas w klimat serialu, ale później tempo akcji nieco opada.

Przez kilkaset minut musimy bowiem wytrwać jako towarzysze niedoli dla dorastającej młodzieży. Tematyka ta nie jest łatwa i przyjrzenie się jej z bliska ma swoje plusy, bo lepiej rozumiemy, co dzieje się z głównymi bohaterami, ale pewna granica została jednak przekroczona, gdyż ich dylematy (miłosne) i trudności z nawiązaniem/utrzymaniem relacji bywają… nudne. Wątki te są przeplatane wydarzeniami, które sprowadzają na Hawkins nie lada niebezpieczeństwo, ale na początku nie czujemy tej grozy tak bardzo, jak powinniśmy. Twórcy bez ogródek sięgają po coraz bardziej dobitne środki, by uzmysłowić nam, że czyhające zagrożenie jest większych rozmiarów niż wcześniejsze, ale prowadzenie akcji wydaje się trochę nieporadne w pierwszych trzech odcinkach.

Później sytuacja staje się o niebo lepsza, również dlatego, że scenarzyści nie obawiają się przed stawianiem prawdziwych przeszkód oraz wpędzaniem kluczowych postaci w kłopoty. Owszem, zbyt często są w stanie się z nich szybko wydostać, ale to urok tego serialu i równocześnie powód, dla którego nie wierzymy, że może im coś się tak naprawdę stać. A jednak bracia Duffer są gotowi zaskoczyć nas tarapatami, w których znajdą się niektórzy i wtedy wracają prawdziwe obawy o zdrowie i życie tych, którym kibicujemy.

“Stranger Things 4” zaskakuje rozmachem, który objawia się nie tylko licznymi scenami z użyciem CGI. To oglądaliśmy już wcześniej, ale rozgrywająca się w kilku lokalizacjach jednocześnie akcja i ciekawe wątki sprawiają, że przez większość czasu mamy niedosyt tej historii na każdym z możliwych frontów. Jasne, że stosowane są pewne uproszczenia, ale jeśli nie raziły one Was do tej pory, to nie będą i tym razem. Co istotne, w tle cały czas mamy szansę usłyszeć hity lat 80. oraz muzykę napisaną przez Kyle’a Dixona i Michaela Steina, które wyśmienicie wkomponowują się w poszczególne sceny. Ścieżka dźwiękowa polega co prawda na stosowanych wcześniej melodiach i mam wrażenie, że sezony 2. i 3. oferowały coś ciekawszego, ale nowe kawałki nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Podobnie zresztą jak wspomniane CGI, któremu zarzucano to i owo na początku produkcji serialu, ale teraz odpowiedni budżet robi taką różnicę, że w ogóle się nad tym nie zastanawiamy.

Dla wielu osób, to 4. sezon “Stranger Things” będzie najlepszy, ale przypomnijmy, że przed nami jeszcze wielki finał, który zobaczymy w lipcu. Czy zaważy on na ocenie i sprawi, że ją podniesiemy lub obniżymy? Mamy przeczucie, że może być jeszcze lepiej.

Premiera: 27 maja 2022


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej: 

(2872)