Powrót

Recenzujemy serial “Ted”. Czy prequel filmów daje radę?

Dwa filmy z Markiem Wahlbergiem pozwoliły ożywić Teda, ale chyba nikt nie spodziewał się, że powróci on także w serialu. Czy nowa seria będąca prequelem powinna była powstać?

Serial “Ted” – recenzja. Można obejrzeć na SkyShowtime!

Seth MacFarlane to człowiek orkiestra: napisał scenariusz, wyreżyserował i jeszcze zagrał jedną z postaci. Serial “Ted” to jego dzieło, co też widać od samego początku do końca. Twórca przychodzi z konkretnym pomysłem na historię, dzięki czemu już wstęp zarysowuje nam linię, po której podążać będzie cała produkcja. “Ted” to sitcom i serial posiada wiele wspólnych cech z typowymi projektami tego gatunku, ale jednocześnie dostrzega się tu pewne aspekty, których nikt się raczej nie spodziewał.

Nie brakuje opinii, że serial ogląda się lepiej niż film, a jednocześnie jest to głębsza, ciekawsza i bardziej angażująca historia. Rzeczywiście powołane do życia postacie z serialu potrafią błyskawicznie stworzyć nić porozumienia z widzami. Dawno nie natrafiliśmy też na sitcom, w którym udałoby się to tak dobrze wykonać, a przecież Ted jest tylko jeden – pozostali bohaterowie to w większym stopniu nowe twarze. MacFarlane nie przebiera w środkach i nie marnuje czasu. Od razu przechodzi do rzeczy, dzięki czemu nie pozostaje nam nic innego, jak starać się nadążyć za wydarzeniami na ekranie. A dzieje się naprawdę sporo.

Serial “Ted” faktycznie balansuje na krawędzi, ponieważ padające żarty i dwuznaczności bywają nie tyle niesmaczne, co nawet obrzydliwe. Jeżeli nie należycie do grupy docelowej takiego humoru, to serial nie sprawi, że zmienicie zdanie. Ale jeśli dobrze bawicie się przy ostrzejszych dowcipach, to “Ted” będzie w stanie dostarczyć sporo frajdy i śmiechu.

Dużą zaletą serialu jest obsada, która prawdopodobnie była kompletowana przy udziale MacFarlana. Napisane przez niego sceny trzeba właściwie dostarczyć – to nie są samograje, które wystarczy wypowiedzieć przed kamerą, dlatego gdy mówimy o pierwszej linii obsady, to podjęto tu prawdopodobnie najlepsze możliwe decyzje. Sam Ted jest równie zabawny, co uroczy, ale nie da się nie zauważyć, że w filmie animacje z jego udziałem były bardziej rzeczywiste. W przypadku serialu mamy do czynienia z postacią generowaną komputerowo, co przez większość czasu nie przeszkadza, ale bywa widoczne.

Bardzo ważny jest też czas akcji – przenosimy się przecież w lata 90. do Bostonu. To czasy, których część widzów może nie pamiętać, więc niektóre sytuacje są dla nich zupełnie nowe, za to kwestia dorastania i odnajdywania się w towarzystwie są na tyle uniwersalnymi tematami, że nikt nie powinien mieć problemu z utożsamianiem się z bohaterami.

Ted przeżywa bowiem okres, w którym będzie musiał odnaleźć się jako uczeń. Do tej pory czas spędzał w domu przed telewizorem, a każdą wolną chwilę starał się wypełnić jakimiś atrakcjami. Gdy dochodzi do nieszczęśliwego wypadku, Ted musi zacząć chodzić do szkoły, z której początkowo będzie oczywiście chciał jak najszybciej uciec. Z czasem jednak jego perspektywa się zmienia, podobnie zresztą jak i jego najlepszego kumpla Johna Bennetta. W kłopoty wpada także Blaire, siostra Johna, która uznawana była za świętoszkę i najbardziej nowoczesną osobę w domu. W pewnym momencie wychodzi jednak na jaw, czym zajmuje się na co dzień i wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa przygoda.

Seth MacFarlane potrafił nie tylko przywrócić na ekran prawdziwego Teda, którego polubiliśmy w filmach, ale stworzył także jego nowy wymiar, ponieważ mieliśmy szansę poznać go w okolicznościach, o których do tej pory tylko słyszeliśmy. Jasne, serial bywa grubiański, wręcz ordynarny, ale taki urok Teda i “Teda”.


Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:

(288)