Powrót

Recenzja i wielkie zaskoczenie – “Zaginiony Ollie” to aktorskie Toy Story od Netfliksa. Mamy serialowy hit!

Netflix wiele razy pokazywał, że nie będzie opierać się przed pokusą przygotowania filmu lub serialu na wzór innego hitu. Czasami przynosi to świetne rezultaty, czasami nieco gorsze. Z jednej strony może to być irytujące, bo wolimy oglądać nowe i świeże historie, ale powrót do podobnego klimatu i fabuły też potrafi dać sporo frajdy. Nowość Netfliksa pt. “Zaginiony Ollie” wygląda na aktorską wersję Toy Story, ale jest też czymś więcej.

Serial “Zaginiony Ollie” na Netflix to wielkie zaskoczenie. Na plus! Recenzja

Czteroodcinkowa produkcja Netfliksa zebrała nie lada skład. Za serial odpowiedzialni są producenci “Stranger Things”, twórcy “Kubo i dwie struny” oraz reżyser “Spider-Man: Uniwersum”. Każdy z tych tytułów jest już pewną marką, dlatego połączenie sił osób odpowiedzialnych za takie hity powinno poskutkować wykreowaniem wspaniałej produkcji. Tym bardziej, że “Zaginiony Ollie” znajduje się na skrzyżowaniu każdego ze wspomnianych tytułów. Tytułowy bohater to pluszak, który traci kontakt z Billym – jego najlepszym przyjacielem. Przebłyski wspomnień nie zdradzają, co dokładnie się wydarzyło, ale pozwalają poznać jak bliska relacja ich łączyła i jak długo byli ze sobą. Już na otwarcie serii jasne jest, że celem Olliego będzie powrót do Billy’ego za wszelką cenę, a przygód po drodze będzie co nie miara.

fot. Netflix

Każdy z czterech odcinków trwa około 50 minut i choć mogłoby się wydawać, że przy takim metrażu lepszą decyzją byłoby nakręcenie bardziej zwięzłego filmu, to tak wcale nie jest. Gdyby historia Olliego była bardziej skompresowana, część wątków mogłaby w ogóle się nie pojawić, a całość nie zdołałaby tak dobrze wybrzmieć. Fabuła jest naprawdę uniwersalna, bo chyba każdy ma lub miał swoją ulubioną zabawkę i wspomnienia o niej potrafią sprawić, że do oczu napływają łzy. Oglądając nowy serial Netfliksa trudno je tak naprawdę powstrzymać, ponieważ dość zabawne i humorystyczne sceny przeplatane są za chwytającymi za serce ujęciami. “Zaginiony Ollie” utrzymany jest w atmosferze tęsknoty i nostalgii, co prawdopodobnie wynika z próby przekazania pewnych emocji przez twórców. Robią to nad wyraz dobrze, bo nawet pojedyncze sceny przywodzą na myśl sytuacje, które dotyczą prawie każdego i niezależnie od wieku będziemy przejmować się losem sympatycznego pluszaka.

fot. Netflix

Wpływ na to ma także oprawa wizualna, która została przygotowana z dużą starannością. Przenikające się świat prawdziwy i wygenerowane komputerowo postacie komponują się znakomicie. Animacje są niezwykle realne i wiarygodne, dzięki czemu można w pełni skoncentrować się na historii, zapominając że mamy do czynienia z filmem. To zaskakujące, że do niedawna taki poziom efektów był możliwy tylko dla najdroższych produkcji filmowych, a teraz możliwe jest osiągnięcie podobnych rezultatów w serialu debiutującym na platformie VoD. Nie żeby seria Netfliksa wyglądała na niskobudżetową, ale na pewno zaplecze finansowe “Zaginionego Olliego” nie może być porównywane do blockubsterów z Hollywood. Zagadka tak wysokiego poziomu CGI zostaje wyjaśniona w momencie, gdy spojrzymy na listę podmiotów odpowiedzialnych za serial. Wśród nich znalazło się studio Industrial Light & Magic (ILM), czyli firma założona przez George’a Lucasa, a która do dziś wytycza standardy na rynku efektów komputerowych. To ich ekipa przygotowała postacie CGI, które oglądamy w serialu. Sporą rolę odegrała też ekipa występująca lub podkładająca głosy. W Olliego wcielił się Jonathan Groff, w Billy’ego Kesler Talbot, a rodziców zagrali Gina Rodriguez oraz Jake Johnson.

Fabuła bazuje na książce Williama Joyce’a “Zaginiony Ollie” (w oryginale zmieniono tytuł z “Ollie’s Odyssey” na “Lost Ollie”) i choć początkowo wydaje się, że będzie to bardzo prosta historia skupiająca się na powrocie pluszaka do chłopaka, który go zgubił, to dość szybko okazuje się, że każda przygoda, jaką Ollie będzie mieć na swojej drodze niesie jakieś przesłanie i zachęca do refleksji. Pod przykryciem z relacji Olliego z Billym skrywa się znacznie więcej lekcji dla dzieci i dorosłych. Seans serialu ze swoimi pociechami jest jak najbardziej wskazany. To serial nie tylko dla dzieci, a i dorośli nie powinni się wstydzić, jeśli obejrzą go sami. To przepiękna historia o emocjach, rodzinie i przywiązaniu wypełniona świetnymi puentami oraz odrobiną humoru. Gdy okazuje się, że pluszak Ollie nie zna nazwiska ani adresu zamieszkania swojego przyjaciela, ale mimo to zrobi wszystko, by go ponownie odnaleźć i nieustraszenie wyruszy w drogę, nie sposób nie przekonać się, jakie zakończenie przygotowali twórcy serii.

fot. Netflix

VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:

(522)