Powrót

Recenzja “Resident Evil: Remedium” – udana próba Netfliksa i hit dla fanów? Nie tym razem

Nawet osoby niebędące fanami “Resident Evil” powinny czuć pewne mrowienie, gdy zapowiadany jest nowy projekt spod tego szyldu. Dlaczego? Bo przez lata udało się zbudować nie lada markę i nawet najnowsze odsłony gier potwierdzają, że twórcy mają coś ciekawego do zaproponowania i opowiedzenia. Nie wspomnimy nawet o remake’ach, bo te okazują się strzałem w dziesiątkę, a kolejny jest w drodze. Czy to samo może tyczyć się filmów i seriali? Netflix postanowił nakręcić własną serię, która mogła być szansą na złapanie oddechu przez franczyzę, ze względu na zupełnie inne podejście? Czy się to udało? Nie znajdziemy chyba ani jednej osoby, która odpowie twierdząco.

“Resident Evil: Remedium”: recenzja serialu na Netflix

Netflix nie ma dobrej passy w ostatnich miesiącach (a zdaniem niektórych nawet latach), bo bez większego problemu można wskazać tytuły, z którymi wiązano niemałe nadzieje, a okazały się produkcjami poniżej wszelkich oczekiwań. To nie pozwala sądzić, że nagle karta zostanie odwrócona, ale przecież pomimo wspólnej bandery “Netfliksa”, za każdy z projektów odpowiada kto inny, a w dodatku twórcy serialu “Resident Evil: Remedium” mieli do dyspozycji coś, o czym niektórzy mogą pomarzyć. Możliwość wykorzystania świata i postaci tego formatu tworzy pewien ciężar, ale daje też ogromne możliwości rozwinięcia znanych wątków, rozwinięcie lub napisanie nowych postaci i rozbudowanie uwielbianego świata. Filmowy “Resident Evil” udowodnił, że kino klasy B wykorzystujące znaną markę może okazać się niezwykle przyjemnym seansem – dla fanów i nowych widzów – ale czy nowy serial okaże się miłą odmianą dla całej marki, platformy domowej i rynku seriali/filmów bazujących na grach? Nie.

“Resident Evil: Remedium” pokazuje, jak można zmarnować potencjał nawet kilku udanych pomysłów. Przeniesienie czasu akcji do bardziej aktualnych czasów stworzyło zupełnie nowe okoliczności, ale niezgodność z innymi opowieściami (o całym kanonie nie wspominając), powoduje, że fanom będą zgrzytać zęby. Co więcej, nawet ci, którzy będą zupełnie nowi w tym świecie zorientują się, że trudno tu odnaleźć pewną ciągłość i faktyczną spójność wszystkiego, z czym mamy do czynienia. Obecność kilku wrogów/potworów, którzy są żywcem wyjęci z gier i wprowadzenie postaci mających powiązania z najważniejszymi bohaterami serii to zdecydowanie zbyt mało, by mówić o pełnoprawnej instalacji w ramach uniwersum, ale na tym problemy się nie kończą.

Bo nawet jeśli twórcy postanowili wykorzystać wybrane elementy i postacie, a oprócz tego ułożyć zupełnie nową opowieść, to można mieć nadzieję, że właśnie ta nowa historia sprawi, że zaciekawieni usiądziemy do kilku odcinków. Niestety, nie pokuszono się o napisanie czegoś, co zaangażuje i wciągnie widza, natomiast liczba głupotek przekracza dopuszczalną dawkę, gdy zauważymy, że serial czerpie garściami z wszechobecnych produkcji o zombie. Czy “Resident Evil: Remedium” mógłby nie mieć nic wspólnego z franczyzą? Jak najbardziej, bo w trakcie seansu ma się wrażenie, że ktoś przygotował scenariusz, a później uzupełnił go wątkami i postaciami, które stały się dostępne do wykorzystania po nabyciu praw do marki “Resident Evil”. Serial nie broni się też pod względem aktorskim i technicznym – trudno potraktować go zupełnie na serio albo jako parodię lub kino klasy B, co miejscami udawało się niedawnemu filmowi. Co istotne, miewał on nawet sceny żywcem wyjęte z gier, co było takim mini-smaczkiem dla widzów.

Gdy ogłaszano, że “Resident Evil” będzie jedną z marek, do których Netflix nabył licencje, by tworzyć produkcje animowane i aktorskie, wydawało się, że to szansa na nowy etap dla obydwu podmiotów. Gigant VoD zyskał solidne fundamenty, z wykorzystaniem których może przygotować treści na wyższym poziomie niż dotychczasowe, a marka zdobędzie nowy dom, gdzie pojawiać się będą kolejne tytuły rozbudowujące uniwersum ku uciesze fanów i wciągając nowych widzów do tego świata. Ani jedno, ani drugie jak na razie nie zdaje egzaminu, bo animacje dotarły przede wszystkim do fanów tego świata, a aktorski serial zrobił wszystko, by zrazić do siebie każdą potencjalną grupę odbiorców na największej platformie VOD na świecie. I można tego bardzo, ale to bardzo żałować, bo bez wątpienia wszyscy wolelibyśmy dostać chociażby dobry serial, który dałby nadzieję na to, że w przyszłości będzie tylko lepiej. A może tym razem niezadowolenie krytyków oraz widzów dotrze do decydentów i wpłynie na kolejne plany? Miejmy nadzieję, bo “Resident Evil” zasługuje na zdecydowanie więcej, niż najnowszy serial.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:

(714)