Powrót

Recenzja serialu “Detektyw: Kraina nocy”. Czy nowy sezon równa poziomem do legendarnego pierwszego?

Jeśli mielibyśmy wymienić najlepsze seriale HBO, to “Detektyw” byłby bardzo wysoko w tym zestawieniu. Problem w tym, że zrobilibyśmy to głównie z myślą o 1. sezonie, a nie dwóch następnych. Czy najnowszy, 4. sezon “Kraina nocy” to zmienia? Czy to najlepszy “Detektyw”, jakiego nakręcono?

Serial HBO Max “Detektyw: Kraina nocy” – recenzja

Uporządkowanie i kategoryzowanie seriali jest dziś bardzo trudne. Brak potrzeby regulowania czasu trwania, ponieważ prym wiodą platformy online, a nie telewizyjna ramówka, a także dowolność w liczbie odcinków powodują, że twórcy przygotowują swoje projekty z ogromną swobodą. Przynosi to pewne korzyści, ale wprowadza również niemały zamęt, ponieważ zestawienie ze sobą dwóch tytułów albo nawet dwóch sezonów tego samego serialu, jest naprawdę bardzo trudne. Najnowsza seria “Detektywa” to potwierdza. Liczy tylko 6 odcinków, co może sugerować, że nie było potrzeby rozciągania całości do 10 epizodów, ale z drugiej strony budzi też pytania, czy pomysł na nowy sezon był na tyle dobry, by go realizować.

Całość została wyreżyserowana przez Issę López, więc projekt HBO nie jest kontynuowany przez pomysłodawcę Nica Pizzolatto. Od debiutu “Detektywa” mija prawie 10 lat, ale zawartość najnowszego sezonu może generować wątpliwości, co do przynależności nowej historii do antologii HBO. Wszystko dlatego, że projekt był rozwijany w początkowej fazie jako coś zupełnie innego, a dopiero na pewnym etapie uczyniono go czwartą odsłoną “Detektywa”. To, niestety, jest zauważalne, ponieważ fani serialu dostrzegą tu pewne easter eggi lub powiązania z poprzednimi seriami, ale częściej wydaje się to wetknięte pod przymusem, aniżeli wynikającej z fabuły.

A szkoda, bo sama historia oraz postacie w 4. sezonie “Detektywa” są świetne. To bardzo dobry kryminał, w którym nie brakuje sporej dawki emocji. Podczas seansu nie sposób nie angażować się w to, co dzieje się na ekranie i nie da się przejść obojętnie obok granych przez Jodie Foster oraz Kali Reiss postaci. Wzorem pierwszej serii są one od siebie całkowicie różne, ich cele i poglądy nie pokrywają się, ale dla dobra śledztwa połączą siły. Tak, pod tym względem mamy do czynienia z kalką relacji Rustina Cohle’a i Marty’ego Harta, więc dla fanów pierwszego sezonu będzie to trochę nostalgiczna podróż. Ku uciesze każdego, możemy napisać, że to ponownie działa. Podobnie zresztą jak sama tytułowa kraina nocy, społeczność rdzennych mieszkańców Alaski, a także dywagacje na tematy egzystencjalne oraz spirytualizm.

Tym, co burzy dobry odbiór są próby naśladowania stylu pierwszego “Detektywa” w samej realizacji. Jest to momentami nachalne i nieudolne, ale gdy działa, to przynosi odpowiednie efekty. Problem w tym, że przez większość czasu czuć, że coś tu jest nie tak – naprawdę starano się połączyć dwie może nie sprzeczne, ale różne idee, by na koniec umożliwić sobie otwarcie furtki z dystrybucją nowego sezonu pod znanym szyldem. Trudno w to uwierzyć, ale chyba lepiej byłoby, gdyby twórcy nie mieli pod tym względem związanych rąk i mogli przygotować coś własnego.

Rozłożona na 6 odcinków historia ma odpowiednie tempo, znakomity klimat i świetną, gęstą atmosferę. Seans nowego “Detektywa” faktycznie daje mnóstwo frajdy – na ten czas po prostu wylogowujemy się z rzeczywistości wokół nas i teleportujemy się do świata Liz Danvers (Jodie Foster) i Evangeline Navarro (Kali Reiss). To pierwszy sezon “Detektywa”, który debiutuje w erze VoD, ponieważ 3. seria z 2019 roku była kojarzona głównie ze stacją HBO. Teraz prym wiedzie (HBO) Max, więc cotygodniowe premiery mogą niektórym się nie spodobać. To jednak atut tego serialu, że rozplanowana w ten sposób fabuła ma większe szanse dać sporą satysfakcję, więc naprawdę ciekawi nas, jak po spadku popularności przy 3. sezonie będzie wyglądać oglądalność “Detektywa”.


Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:

(1535)