Powrót

Pixel Heaven 2018 – mini-relacja z retro-imprezy

W zeszły weekend odbyła się 6. odsłona wydarzenia Pixel Heaven, celebrującego kulturę gier retro i indie. Mieliśmy okazję gościć na miejscu eventu, a tutaj znajdziecie nasze wrażenia.

Trzeba przyznać, że tegoroczne E3 weszło mocno i pokryło się z Pixel Heaven, dlatego relacja wskakuje nieco później niż byśmy sobie to wyobrażali. Jednak tych pozytywnych emocji, jakie wzbudziło to wydarzenie nie da się zapomnieć.

Pixel Heaven to organizowane przez redakcję magazynu Pixel święto gier retro i indie, a w tym roku odbyła się jego szósta edycja. Event odbył się na terenie Zajezdni Autobusowej MZA na warszawskim Żoliborzu. Program Pixel Heaven rozłożony był na trzy dni, od 8 do 10 czerwca, chociaż głównym dniem była sobota 9 czerwca.

Hala Zajezdni była wypełniona najrozmaitszymi reliktami przeszłości, od sprzętów pokroju ZX Spectrum czy Commodore 64 przez komputery klasy 386/486, a także konsole, od NESa po Dreamcasta, z takimi białymi krukami jak Atari Jaguar po drodze. Na piętrze toczył się także turniej Sensible Soccer. Nie brakło też automatów, jak choćby z Lethal Weapon czy Mortal Kombat 4, a nawet flipperów. Nostalgię można było też zainicjować sięgając po oldschoolowe magazyny typu Amiga, Bajtek czy Top Secret i wiele innych. Do dyspozycji oddana została także strefa planszówek, strefa LEGO, czy też dedykowane miejsce wystaw modeli postaci i pojazdów ze świata Gwiezdnych Wojen. Te ostatnie były skonstruowane chałupniczą metodą i budziły ogromne wrażenie, zarówno skalą, jak i szczegółowością. Atmosfera sprzyjała przebywaniu w tym miejscu w rodzinnym gronie, co zresztą było widoczne. W takim miejscu chce się celebrować swoje hobby czy też wspominać czasy dzieciństwa i “transferować” tę pasję swojej latorośli.


Niezwykle ważnym elementem całego przedsięwzięcia były także stanowiska deweloperów gier niezależnych (Indie Basement), którzy prezentowali swoje nadchodzące produkcje. Moją uwagę przykuła gra We The Revolution, miks tekstowej przygodówki i gry strategicznej, w której wcielamy się w sędziego z okresu Rewolucji Francuskiej, muszącego dokonywać moralnie wieloznacznych wyborów. Poza tym zwróciłem uwagę na inspirowany INSIDE tytuł 8874: Wałbrzych, stworzony przy zeskanowaniu topografii okolic miasta przy pomocy dronu i mieszający dawny lokalny folklor z mrocznym baśniowym designem. Ponadto innym godnym według mnie uwagi tytułem był My Memory of Us, trochę budzący skojarzenia z Valiant Hearts, gdzie oś rozgrywki obraca się wokół dwójki dzieci w uzurpowanym przez Złego Króla mieście. Mamy w nim do czynienia z segregacją ludności i różnymi formami okrucieństwa, a my wcielamy się w parę, dziewczynkę i chłopaka, a każde z nich dysponuje odrębnymi umiejętnościami. Można nimi sterować w duecie, bądź osobno, a w rozgrywkę wpleciono dużą ilość różnorodnych mechanik i mini-gier.

Istotnym punktem programu były także prelekcje, a wśród występujący gości byli między innymi redaktorzy Aleksy „Alex” Uchański i Piotr „Gawron” Gawrysiak, była minister cyfryzacji Anna Strzeżyńska (niestety nie gra w gry), czy też redakcja programu Escape wraz z Tomaszem Knapikiem, a także Eric Chahi (Another World), Paul Cuisset (Flashback) i Frederick Raynal (Alone in the Dark) i – last but not least – Adrian Chmielarz.

Niestety, o ile tematycznie te pogadanki były bardzo ciekawe, to ze względu na specyfikę miejsca, duży ruch i pozostawiającą nieco do życzenia akustykę, trudno było utrzymać na dłużej uwagę i dobrze słyszeć wypowiedzi gości.

Impreza zwieńczona była after-party na którym wystąpił zespół Press Play on Tape z Jonem Hare (kompozytorem muzyki do Sensible Soccer), odgrywającym w rockowo-metalowych aranżacjach wiele motywów z kultowych retro-gierek. Był to sympatyczny performens ale nie byłem fanem ostatecznego miksu gitar. Ogólnie 6. Edycję Pixel Heaven oceniam bardzo pozytywnie, z kilkoma minimalnymi zgrzytami, jak relatywnie mały wybór foodtrucków (i kwestionowalne praktyki sprzedających), jedynie piwo typu lager) ale generalnie miło spędziłem tutaj czas. Zresztą Fred Raynal chyba też, bo koledzy podrzucali go po pierwszej w nocy.

(137)