Powrót

Pioneer SE-MHR5 – test słuchawek Hi-Res Audio

Codziennie spotykam młodych – najczęściej – ludzi idących ulicą, jadących autobusem czy tramwajem, zdarza się jeszcze, że przy tej aurze i rowerem, zanurzonych w myślach i stanie ducha w muzyce. Muzyka ich pochłania na tyle całkowicie, że zdarza się, że przeoczą przystanek na którym powinni wyjść czy też nie zauważą samochodu wchodząc na pasy … słowem – są w innym świecie, w innym matrixie.  Moda zajrzała swym okiem i tu, wskazując na to jakie typy i rozwiązania są dziś modne a które passe. Co się nosi, a czego unikać żeby nie wyjść na kogoś nie z tej epoki. Zapytałem o to swojego pełnoletniego już syna- czym się kierują młodzi wybierając takie czy inne rozwiązanie. Ale zamiast odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie usłyszałem tylko, że:”… przetarł mi się kabel …”. Ot, przywilej wieku ..

Za każdym razem zastanawiam się obserwując tych i owych, co spowodowało wybór takich czy innych słuchawek. Bo przecież coś ich skusiło czy pokierowało właśnie w tą stronę, by nabyć właśnie taki model a nie inny. Młodzi z dużymi słuchawkami na uszach, w różnych kolorach, w różnych odcieniach. Czasami to słuchawki od zestawu kupionego razem z telefonem, czasami to model, który przeleżał w szufladzie jakiś czas a teraz wraca do łask. A czasami to model, którego wybór został starannie przeszukany. Zdarza się, że w tych wyborach są słuchawki, nie tylko te, którym warto się przyjrzeć z tej czy innej przyczyny. Ale też dlatego, że reprezentują sobą coś więcej niż tylko słuchawki …

To, co przyszło mi przetestować zdaje się właśnie oscylować w tej sferze  wyboru – przemyślanego. Nie tylko z powodu ceny (o czym na końcu), ale też ze względu na swój wygląd, wykonanie czy też najprościej rzecz ujmując – to, co otrzymujemy w zestawie. O to przed nami: Pioneer SE-MHR5.

Zanim rozpakujesz

Samo opakowanie nie do końca zdradza z czym za chwilę będziemy mieli do czynienia. Pudełko jest duże, ładnie wykonane a zdjęcia na opakowaniu pokazują co się skrywa w środku.

W zasadzie tu można by było zakończyć prezentację rzeczonych słuchawek i przejść do testu, ale  …. No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Ale to nie napis Pioneer, nie oznaczenie modelu SE-MHR5, ale mały żółto czarny znaczek umieszczony w prawym dolnym rogu zaciekawił mnie bardzo – Hi-Res Audio.

Niewielu producentów decyduje się na umieszczenie tego loga na swoich produktach bo to wymusza – bądź winno wymuszać – określony typ produktów. A co za tym idzie – ich poziom. Z dużym zaciekawieniem otwierałem opakowanie by w końcu dobrać się do owego „nadzienia”, czy raczej „czekoladki” jak śpiewała pani Basia Stępniak – Wilki w piosence Grzegorza Turnau’a.  Ale, po kolei…

Rozpakowujemy – budowa

Po wysunięciu właściwego pudełka z „szufladki”, otwieram i  – kolejne opakowanie. Tym razem etui, wykonane ze sztywnej pianki. Kolor jak u Pana Forda w 1920r.  Jedyny możliwy, ale i  zachowujący elegancję. Z uchwytem ułatwiającym ewentualne noszenie czy przenoszenie.

Po odsunięciu suwaka ukazuje się naszym oczom to o co chodzi – słuchawki. W zestawie producent przewidział zarówno to co jest pokazane na opakowaniu jak i zestaw okablowania. Zanim zabrałem się za dokładne oględziny i odsłuch, sprawdziłem zawartość  foliowej torebki. Znalazłem tam dwa kable połączeniowe: mini jack  – mini jack 3,5mm oraz micro jack 2,5mm – mini jack 3,5mm.

Obydwa kable połączeniowe mają zakończenie w postaci wyjścia mini jack ze specjalnymi zakończeniami – pozwala to na podłączenie go do słuchawek, a z drugiej strony do odtwarzacza. Ważne, że producent pomyślał i nie ma określonej zasady, której się trzeba trzymać by poprawnie je podłączyć – intuicja podpowie co i jak zrobić. Zabrakło mi natomiast przejściówki duży – mały jack w zestawie.

Esteta zwróci zapewne uwagę na wykonanie. I zupełnie słusznie. Jest to naprawdę dobrze zrobiony produkt. Szwy są wykonane dość starannie,  ułożenie wkładek i sam materiał  – bez zarzutu. Pałąk ustalający pozycję słuchawek na głowie jest lekki, dobrze pracuje – lekko się wysuwa – ale też nie sprawia kłopotów z samo chowaniem się kiedy już je założymy. Uchwyty – na pierwszy rzut – to metal, ale po bliższym przyjrzeniu się widać, że jest to ładnie wykonany plastik z ładnie położonym lakierem . Choć jest to dobrze wykonana robota, zdawać by się mogło, że w tej klasie winno zagościć jednak wykończenie w metalu.  Całość sprawie przyjemne wrażenie, zarówno przy wyjmowaniu (dotyku) jak i używaniu.  Same pokrywy słuchawek są wykonane z metalu i choć można by się tu doszukiwać różnic – całość komponuje się bardzo ładnie.

Każdy użytkownik – dowolnego sprzętu, czy audio czy video – ma swoje upodobania i swoje preferencje. Ja zwracam uwagę nie tylko na estetykę wykonania, jakość brzmienia, ale też na szczegóły a w tym przypadku – na to jak mocno dociskają małżowinę uszną, czyli jak bardzo będzie męczące słuchanie.

Po wybraniu oznaczeń kanałów – odpowiednio umieszczone w wewnętrznej części słuchawek litery „R” i „L” – zakładam na głowę. Spodziewałam się znaczenie większego docisku niż jest w rzeczywistości. To bardzo miłe zaskoczenie.  Nie tylko docisk jest odpowiedni – szum tła nie za mocno przeszkadza w odsłuchu muzyki – ale też dość delikatne pokrycie gąbek pozwala na zachowanie komfortu odsłuchu. Każdą ze słuchawek można skręcić o 90 stopni, co pozwala na łatwy podsłuch odtwarzanego materiału. Słowem – jest dobrze.

Dane techniczne

Cecha Dane
Typ Dynamiczne
Impedancja 45 Ohm
Pasmo przenoszenia 7 Hz – 50 000 Hz
Max moc wejściowa 1000mW
Wielkość membrany 40 mm
Waga 240g

Słuchamy

A teraz to co najmilsze – muzyka. Odsłuch. Teraz ja mogę zanurzyć się w bezmiarze dźwięków, symfonii nut … no mógłbym tak jeszcze dłużej, ale wracajmy na ziemię. Odsłuch, czyli test brzmienia. Staram się używać do odsłuchu nagrań, których nie tylko dynamikę i układ znam, ale też na tyle zróżnicowaną by móc rzetelnie ocenić jakość urządzenia. W tym przypadku nie będzie inaczej. Na pierwszy rzut: MP3 z  bitrate’m:  64, 128, 326. Później Mini Disc ( ktoś jeszcze pamięta – model MDS-JA555ES ). Dalej smartfon z MP3 oraz FLAC. Oczywiście płyta CD z odtwarzacza wysokiej klasy – żeby nie było – direct. Na koniec – SACD. Zarówno z  odtwarzacza Hi-Res Audio jak i strumieniowego przesyłania via Internet.  Dlaczego aż tyle albo akurat takie?  Każdy z nich prezentuje inny typ odtwarzania, bo i każdy z Nas jest inny – inaczej słyszy i widzi, inaczej postrzega świat. Dlatego, żeby każdy mógł znaleźć to co do niego przemawia. Więc? Do dzieła …

MP3 słychać i słychać że są to MP3’ki. Słychać też, że jest to 64 kbps. Za to – podobnie jak w przypadku słuchawek z tej półki – 128 kbps o znacznej poprawie jakości brzmienia, a ponad 300 kbps – jakość znacząco się poprawia. Oczywiście znając utwór doszukacie się i tu małych niedokładności czy braku – słuchając Vangelis „Conquest of paradise – 1492″ nie słychać wszystkich elementów. Ale brzmienie jeśli chodzi o słuchawki – jest naprawdę ok. Z kolei „Breathe” Pink Floyd – poprawna scena, choć i tu słuchać niedokładności formatu MP3. Podobnie jest w przypadku Mini Disc – niestety najniższy jaki mam zapisany bitrate (64) pomimo, że jednak lepszy od MP3’ki, to jednak słychać, a  raczej nie słychać niektórych dźwięków. Za to przy tym samym utworze ( Pink Floyd – Breathe oraz Money) przy zapisie najwyższej dostępnej jakości zapisu MD – jakość elegancka – oczywiście jak na dźwięk kompresowany. Scena akustyczna dobra. Dobrze nasycone dźwięki i przestrzeń. Ale to dopiero początek. Teraz to samo ale w CD – i tu słychać dopiero różnicę. Scena „odlatuje” i staje się plastyczna. Efekty przestrzeni dają o sobie znać w bardzo przyjemny sposób. Szybka zmiana nośnika i tym razem Chesky Record’s – test Vol. 2 – słychać wyraźnie przestrzeń, poszczególne instrumenty ( podobnie jak w przypadku płyty SACD DMP – z utworem „Caravan” ), choć ewidentnie dominuje tu góra. Średnie pasma są słyszalne, układają się w logiczną całość. Ale … góra dominuje …

Dopiero przy odsłuchu Hi Res Audio, a dokładnie albumu Synchronicity The Police – całość układa się poprawnie. Podobnie Luther Vandross – spójna akcja całości instrumentarium.  Brzmienie nabiera rumieńców kiedy podkręcimy gałkę głośności i większa moc zasili słuchawki – wtedy słychać do czego są zdolne i czego się od nich spodziewać.  Podobnie rzecz się ma w przypadku odsłuchu FLAC ( Adel „21” ) czy SACD ( Diana Krall, Wheather Report, Santana „Abraxas” ). Spodziewałem się jednak, że trochę więcej uda się uzyskać z płyt CD ( US3 „Cantaloop (Flip Fantasia)” ) – choć i tu pazur pojawia się wraz z przesuwająca się strzałką wzmocnienia sygnału na  ++++++ i ++++++++.  I ostatni mój test – chyba najbardziej przeze mnie ulubiony. Nie tylko z racji stażu tej płyty, ale dlatego, że tu wszystko staje się jasne i czytelne – Dire Straits „Brother In Arms” – z tytułowym utworem (CD i SACD) oraz „Money for Nothing” – pamiętacie teledysk? A Sting w chórkach?  Ech ….

I tak jak w przypadku poprzednich utworów tak i tutaj słychać wyraźnie dominującą górę, z prześwitami tonów średnich i średnią ilością tonów niskich. Całość spasowana poprawnie, poukładana i przestrzenna.

Podsumowanie

Autor: To że słuchamy muzyki – różnej rzecz jasna, i to, że wybieramy słuchawki od tych najprostszych, do tych z górnej półki oznacza że są wśród Nas osoby ceniące sobie jakość – nie tylko samej muzyki, ale tego na czym i z czego słuchamy. I to jest właśnie przykład takich słuchawek, gdzie spodziewać się możemy rzeczy ciekawych. A im głośniej – tym lepiej wypadają. Może w subiektywnym odczuciu kreślącego te słowa mniej w w nich średnio niskich i niskich tonów na korzyść tych wyższych, to jednak są bardzo ciekawą pozycją na rynku w tej klasie słuchawek. W cenie 1099 PLN, możemy oczywiście znaleźć także inne firmy znane ze produkcji słuchawek (np. Sennheiser czy Sony), ale myślę, że przy tych też należy się zatrzymać i zdecydowanie ich posłuchać. Tym bardziej, że zarówno wykonanie jak i brzmienie znajdzie na pewno swoich amatorów jak i fanów.

I tak już na sam koniec – muzyka – każda, brzmi różnie. Każdą muzyką można się upajać, i – jak obserwowani przeze mnie najczęściej młodzi ludzie ze słuchawkami na uszach – być w swoim własnym „muzycznym Matrixie”. A ile ludzi – tyle wyborów marek i typów – od dousznych po olbrzymie słuchawki rodem ze studiów nagraniowych. Ważne, że mamy wybór i możemy zadecydować. A jeśli ten test przybliżył Wam – czytającym – choć trochę możliwości słuchawek Pioneer SE-MHR5 – to będzie dla mnie największą przyjemnością.

Przyjemnego słuchania !

Piotr Gmerek: Najnowsze słuchawki Pioneera SE-MHR5 wyjątkowo przypadły mi do gustu. Moje testy opierały się na całkowicie innej muzyce niż Piotra, autora testu co bardzo mnie cieszy. Ja używałem słuchawek głównie ze swoim smartfonem oraz z … konsolami przenośnymi jak Vita czy 3DS. Słuchałem muzyki z serwisów muzycznych np. Spotify. Muzyka szybka, elektroniczna gdzie dla mnie kluczowym elementem jest bas. I powiem Wam, że mnie osobiście go nie zabrakło a wręcz czułem, że jest go dużo. Ten element od razu spodobał mi się najbardziej ponieważ w tym miesiącu miałem kilka modeli z niższej półki i tam było naprawdę różnie: raz za mocno i słuchawki grały źle a raz za mało – w ogóle go nie było! Tutaj wydawałoby się, że jest idealnie pod moje wymagania. W tego typu muzyce naprawdę słuchawki dały radę. Podobnie jak Piotr uważam, że góra zdecydowanie bardziej dominuje nad tonami średnimi. Samo wykonanie jest naprawdę z wyższej półki i to się chwali. Do tego wyglądają bardzo modnie i nowocześnie. Także i mnie w ogóle nie męczyły nawet przy dłuższym słuchaniu. Zdecydowanie polecam odsłuchać jeżeli tylko będziecie mieli okazję. Bardzo ciekawy produkt.

Cena referencyjna: Pioneer SE-MHR5 1 099zł

Sprzęt do testów dostarczyła firma Pioneer

www.pioneer.pl (www.pioneer-audiovisual.pl)

www.facebook.com/PioneerPolska


Przeczytaj artykuł odnośnie ocen oraz wyróżnień na HDTVPolska.com:

Jak testujemy wyświetlacze na HDTVPolska.com? Czemu testy wyświetlaczy są najbardziej profesjonalne w Polsce i jedne z najlepszych na świecie?


(3243)