Powrót

Nowy hit HBO Max na miarę „Watahy”? Recenzja pierwszego serialu Max Original „Odwilż”

„Odwilż” – kryminalna, pełna zagadek i unoszącego się w powietrzu niepokoju historia o pewnej pani komisarz, która próbuje rozwikłać sprawę morderstwa i okiełznać własne demony przeszłości. Do obejrzenia w serwisach HBO Max i Player! Ale czy warto?

„Odwilż” – recenzja pierwszego polskiego serialu HBO Max! Warto obejrzeć?

„Odwilż” to kolejna produkcja HBO realizowana w Polsce, ale pierwsza pod szyldem HBO Max. Po wielkim sukcesie „Watahy” czy „Ślepnąc od świateł”, rodzi się pytanie – czy tym razem również możemy spodziewać się hitu? Akcja serialu toczy się w Szczecinie. Główna bohaterka to komisarz Katarzyna Zawieja, która dostaje sprawę zabójstwa córki prokuratora. Okazuje się, że ofiara była w ciąży. Na jaw wychodzą kolejne fakty i rozpoczyna się dramatyczna walka z czasem…

fot. HBO

Reżyserem serialu jest Xawery Żuławski – i tu duże brawa, bo sposób w jaki jest zrealizowany serial wyraźnie czerpie z zachodnich wzorców kultowych produkcji takich jak “Dexter New Blood” czy “Detektyw”. Z kolei dobrze napisany przez Martę Szymanek scenariusz sprawia, że serial jest wciągający. Historia jest nieoczywista i zmusza nas do refleksji jak zachowalibyśmy się postawieni na miejscu bohaterów. Postać komisarz Zawiei, którą gra Katarzyna Wajda, jest szczegółowo zbudowana. Dostrzegamy jej wielowymiarowość i złożoność, gdy pod maską supergliny kryje się krucha istota w kiepskiej kondycji psychicznej. Jesteśmy świadkami tego, jak mierzy się z traumą po śmierci męża, lawiruje między obowiązkami matki, jednocześnie dając z siebie sto procent w pracy. Dręczą ją wyrzuty sumienia, że zbyt mało uwagi poświęca wychowaniu córki, uciekając od rzeczywistości poświęca życie rodzinne dla rozwikłania sprawy, w którą się w pełni się angażuje.

fot. HBO

Drugi plan tego serialu to z pewnością plejada silnych męskich postaci. Mamy Cezarego Łukaszewicza w roli Radwana – przyjaciela zmarłego męża głównej bohaterki. To twardy stróż prawa, który przewrotnie (po kilku ostrych wymianach zdań) okazuje się być wsparciem dla naszej pani komisarz i pomaga jej przepracować traumę związaną z odejściem męża, borykając się tym samym z własnymi problemami. Kolejna duża rola męska to Bartłomiej Kotschedoff jako Trepy – partner zawodowy Zawiei. Jego postać nie narzuca się, jest wsparciem, daje poczucie zrozumienia, niekiedy jednak sprowadzając Zawieje na ziemię i przywołując ją do porządku.

Ciekawym punktem są też role aktorów starej szkoły. Dwóch ojców, którzy przeżyli śmierć własnych dzieci, dzięki czemu dostajemy dwa obrazy na to, w jaki sposób radzą sobie z tragedią. Bogusław Linda wciela się w prokuratora. Początkowo ekran nie jest nim przepełniony, trzyma się z boku, dopiero w kolejnych odcinkach jego postać staje się bardziej rozbudowana. Gra w charakterystyczny dla siebie sposób. Znamy go z wielu kultowych ról, jednak oglądając ten serial ciężko oprzeć się wrażeniu, że na ekranie widzimy Lindę, a nie prokuratora Michała Strzeleckiego. Pytanie czy tego oczekuje widz?

fot. HBO

Z kolei Andrzej Grabowski w roli Jacka – ojca zmarłego męża głównej bohaterki, a także dziadka próbującego zastąpić wnuczce tatę – jest jest ogromnym wsparciem dla Zawiei. Dostrzega jednak, że synowa ucieka od dziecka, rzucając się w wir pracy. Ma jej za złe, że w ten sposób odreagowuje trudną sytuację, zmuszając ją w pewnym momencie do zmiany planów… Grabowski z mistrzowskim wyczuciem partneruje Katarzynie Wajdzie, dając jej przestrzeń do zagarnięcia naszej uwagi. To właśnie sceny Zawiei i Jacka emanują autentycznością, są tymi najbardziej wzruszającymi i niosącymi światło we wszechobecnej serialowej ciemności.

Skoro już mowa o silnych męskich rolach, to nie sposób pominąć Sebastiana Fabijańskiego, czyli serialowego Marcina Kosińskiego – męża ofiary, rozpaczliwie próbującego pomóc w rozwikłaniu zagadki śmierci żony. Mamy tu zdecydowany popis umiejętności aktorskich i przykład zrozumienia postaci. Podobnie jak w przypadku Eryka Lubosa w roli czarnego charakteru tej historii.

fot. HBO

Szczecin. Szczecin robi robotę. Tak naprawdę to główny bohater tego serialu. To miasto wprowadza klimat, wywołuje w nas emocje, pozwala poczuć unoszący się nad ziemią złowieszczy mrok. Na ulicach leży brudny, roztapiający się śnieg. Powietrze jest wilgotne, czuć bliskość wody, która jest na wyciągnięcie ręki. Do tego pogoda idealnie zgrywa się z atmosferą na ekranie. Gdy Zawieja nie radzi sobie z rzeczywistością i czujemy, że jest na skraju załamania, mrok Szczecina pochłania nas bez reszty. Obserwując momenty odrodzenia, swoistego katharsis, pogodzenia się z rzeczywistością – słońce wyłania się na horyzoncie. Rozwiewa złowieszcze chmury, które ustępują miejsca słońcu. Na ekranie, jak w życiu, ostatecznie nadchodzi wiosna.

Idąc tropem dobrych polskich produkcji kryminalnych ostatnich lat, można dostrzec trend odchodzenia twórców seriali od wielkich miejskich metropolii. Coraz częściej akcja seriali rozgrywa się w mniejszych miastach, na prowincji. Efekt lokalności sprawia, że nam – widzom – historia jest bliższa i łatwiej się z nią identyfikować.

fot. HBO

Oglądając ten serial, w pewnym sensie możemy odnieść wrażenie, że przenosimy się do świata serialowego „Kruka” z pierwszego sezonu (Canal+, 2018), może dlatego, że obsada postaci drugoplanowych jest podobna? A może atmosfera mroku, wilgoci, zimna i zielono-niebieskiego filtra sprawia, że czujemy podobieństwo? Do tego komisarz Katarzyna Zawieja w oversizowej militarnej kurtce, wygląda dokładnie takiej jak komisarz Adam Kruk…. W obu serialach na drugim planie mamy rolę wspomnianego wcześniej Cezarego Łukaszewicza, który w „Odwilży” gra Radwana, a w „Kruku” Sławka. Jeśli oglądaliście Kruka i ten serial Wam się podobał, to „Odwilż” będzie strzałem w dziesiątkę.

Dzięki temu, że cała historia to zaledwie sześć odcinków, możemy pozwolić sobie na to, żeby się w niej zatracić i „połknąć” na raz lub dwa. Dynamika, zwroty akcji, spora ilość bohaterów i wątków nie pozwalają na odejście od ekranu, z obawy na to, że wracając po jakimś czasie coś nam umknie.

fot. HBO

Lecz żeby nie popadać wyłącznie w zachwyt nad całą produkcją, warto zwrócić uwagę na kwestię, którą można by było dopracować, mianowicie – dźwięk. Zdarzają się sceny, podczas których warto mieć włączone napisy, bo momentami nie najlepiej słychać dialogi, co może wybijać z rytmu i zmuszać nas do przewinięcia sceny. O ile cała historia jest spójna i trzyma dobre tempo, o tyle ostatni odcinek, na tle pozostałych wypada blado. Całościowo opowieść jest przekonująca i wciągająca, ale finał zostawia nas z pewnym niedosytem. Niemniej jednak polecamy „Odwilż”. To produkcja, której warto poświęcić uwagę.

Jesteśmy ciekawi Waszych opinii dotyczących tego serialu! Piszcie w komentarzach.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej: 

(702)