Powrót

Widzieliśmy finał 4. sezonu “Stranger Things”! Recenzujemy szokujące odcinki – to trzeba zobaczyć?

Jedna z najważniejszych produkcji Netfliksa na ten rok za nami. Nietypowo, bo podzielona na dwie części, a w dodatku przygotowano odcinki trwające znacznie dłużej, niż zazwyczaj. Czy rozbudowana fabuła, nowi bohaterowie oraz wymyślny sposób dystrybucji sprawiły, że to najlepszy sezon “Stranger Things”? A może mamy do czynienia z najlepszym serialem tego roku na platformie?

Część 2 4. sezonu Stranger Things zadebiutowała na Netflix! Warto obejrzeć? Nasza recenzja!

Porównując dziś pierwsze odcinki z najnowszymi epizodami zauważymy, że “Stranger Things” się zmienia i jednocześnie wciąż pozostaje takie samo. Czy to w ogóle możliwe? Jak najbardziej, ponieważ serial pozostawia wiele działających elementów, które od samego początku definiowały tę produkcję, a pozostałym pozwala ewoluować i dojrzewać. Jeśli mielibyśmy wskazać najlepsze decyzje podjęte przez twórców, to wśród nich znalazłoby się między innymi wprowadzanie nowych postaci – nie jest to sztuczne ani nachalne, lecz naturalne i wzbogaca serial. Wszyscy pamiętamy, jak zareagowano na pojawienie się Max czy Billa, którzy rozszerzyli główną obsadę w 3. sezonie. W czwartej serii jest podobnie, bo od samego początku mamy do czynienia z kilkoma nowymi bohaterami, którzy nie znikają ze sceny, lecz są kluczowi dla kilku wydarzeń w dalszej części serii. Takie działania scenarzystów skutecznie wpływają też na wyważenie relacji pomiędzy już znanymi nam postaciami, bo dużo elementów zaczyna się mieszać i zmieniać. To sprawia, że nie mamy wrażenia, że w kółko przeżywamy to samo, a akcja idzie do przodu.

Kluczem do sukcesu czwartej serii było odpowiednie rozłożenie pionków na planszy, czyli rozlokowanie postaci w zróżnicowanych i oddalonych od siebie miejscach. Dzięki temu odwiedzamy śnieżne lokacje, tajne bazy i kolejne, typowe amerykańskie miejscówki. Wszystko to utrzymane pozostaje w klimacie lat 80., bo regularnie przygrywa nam muzyka z tamtego okresu, a całości dopełnia ścieżka dźwiękowa Kyle’a Dixona i Michaela Steina. Pod tym względem finał “Stranger Things” wydaje się jeszcze lepiej ułożony i zaplanowany, ponieważ pomimo wykorzystania szablonu na całą serię, który bazuje na wcześniejszych sezonach, wcale nie ma się wrażenia wtórności. Czy bywają momenty nudy? Dla niektórych widzów na pewno takowe się pojawią, ponieważ bracia Duffer regularnie zwalniają tempo akcji, by dać nam chwilę wytchnienia i pozwolić bohaterom przeanalizować swoje działania oraz zaplanować kolejne. Sporo czasu poświęcono relacjom pomiędzy kluczowymi postaciami, z którymi jesteśmy związani od początku – te rozmowy nie wydają się wymuszone, dialogi brzmią wiarygodnie i w efekcie jeszcze bardziej emocjonalnie reagujemy na to, co się z nimi dzieje.

Nie sposób też nie odczuć zagrożenia, które budowane jest z odcinka na odcinek, bo tym razem nie spotykamy się z bliżej nieokreśloną kreaturą nastawioną na zniszczenie, lecz skrupulatnie planującym przeciwnikiem. Jego działania niszczą społeczność, a ostateczny cel jest jeszcze bardziej przerażający niż mogłoby się wydawać. Spotkania z Vecną dają mnóstwo emocji, choć odnieśliśmy wrażenie, że zbyt chętnie pokazywano go na ekranie. Racja, kostium i charakteryzacja robią wrażenie, bo nie jesteśmy zmuszani do oglądania wykreowanej na komputerze postaci CGI, ale chyba wolelibyśmy, by dłużej był on tajemnicą i kolejne elementy złowrogiego bohatera były odsłaniane stopniowo. W finale Vecna zaskakuje nas też informacjami na temat przeszłości i wiele rzeczy się wyjaśnia – to prawdziwa perełka dla sympatyków serialu, bo rzadko dowiadywaliśmy się tylu rzeczy. Co prawda w pewnym stopniu zasłona odpada i sekrety wychodzą na jaw, ale po czterech sezonach dobrze jest poznać ten świat i kluczowe postacie nieco lepiej.

Pod względem wizualnym finał “Stranger Things 4” nie zawodzi – niektórzy określają nawet końcówkę sezonu mianem kinowego hitu. Czas trwania to jedno, a konstrukcja i filmowość ostatnich odcinków to drugie, bo scenarzystom udało się rozpisać całość bardzo naturalnie. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że gdyby podjęto decyzję o klasycznym podziale na 40-minutowe odcinki, to finał nie robiłby na widzu tak dużego wrażenia. Brawa należą się też za odwagę w podejmowaniu niektórych decyzji, których odwrócenie nie będzie możliwe albo będzie wymagać niezwykle karkołomnego wyjaśnienia. Trzymajmy kciuki, że tak się nie stanie ze względu na sympatię do niektórych postaci, bo produkcja tylko zyska, jeśli będziemy wiedzieć, że działania bohaterów mogą spotkać się z poważnymi konsekwencjami. Jednocześnie dobrze nastraja to przed ostatnim, 5. sezonem, który powstanie. Konkluzja całej serii nie będzie miała łatwo, by przebić to, co zobaczyliśmy do tej pory, ale możliwe, że bracia Duffer wrócą do korzeni i zaserwują nam piękne domknięcie większości wątków w klimatyczny sposób, podobnie do tego, jak to się wszystko zaczęło. W drodze jest też spin-off, o którym nikt nie chce za wiele mówić, ale po finale 4. sezonu mogą pojawić się pierwsze pomysły w głowach fanów. Ciekawe, czy będziemy mieli rację.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej: 

(861)