Powrót

Recenzja “Dziewczyna i kosmonauta” – czy nowy polski serial sci-fi na Netflix jest warty seansu?

Nowy polski serial na Netflix to prawdopodobnie projekt, którego realizacji nie podjęłaby się żadna inna platforma ani stacja w naszym kraju. To połączenie romansu z wątkami sci-fi, a jak pamiętamy nie do końca udawało się to na naszym rynku w poprzednich latach. Jak wypada “Dziewczyna i kosmonauta” – produkcja debiutująca dzisiaj na Netfliksie?

Polskie seriale na Netflix – recenzujemy “Dziewczyna i kosmonauta”

Często pamięcią wracamy do “1983”, ale nie dlatego, że jest to tak dobry serial, ale dlatego, że na zawsze zapisał się w historii jako pierwszy lokalny projekt Netfliksa nad Wisłą. Serial miał swoje wady i zalety, a do tych drugich zawsze można było zaliczyć scenografie i wizualne aspekty produkcji. Pod tym względem ekipa stanęła na wysokości zadania i była w stanie wykreować wiarygodny i po prostu ładny na ekranie świat. Przed podobnym wyzwaniem stanęli twórcy serialu “Dziewczyna i kosmonauta”, który połowicznie zabiera nas do 2052 roku. Nie brakowało im pomysłów, w jaki sposób można zekranizować prawdopodobnie rozwinięte już wtedy szeroko technologie oraz powszechne rozwiązania. Natrafiamy na nie na każdym kroku i rzeczywiście trudno nie być ciekawym tego, jak twórcy serialu widzą przyszłość.

Jednocześnie druga połowa akcji serialu ma miejsce w 2022 roku, więc równo 30 lat wcześniej. To nasze czasy, ale prawdę mówiąc miejscami niektóre rzeczy wyglądają dość dziwnie i nie na miejscu. Z pewnym dystansem podchodzi się więc do zawartości serialu, ale jednocześnie bardziej wiarygodne mogą być niektóre elementy scenografii w ogóle tego świata. Dlaczego jednak prawie wszyscy przemieszczają się tradycyjnymi, klasycznymi wręcz autami? Nie wiadomo. Zabieg z podziałem wątków na dwa różne okresy to ważny element całości: dowiadujemy się bowiem, że w 2022 roku Niko (Jędrzej Hycnar) dostaje się do programu kosmicznego i będzie testować rosyjską kapsułę, której niemożliwe jest namierzenie za pomocą radaru.

Wygrywa ten pojedynek z najważniejszym rywalem – totalnym przeciwieństwem Niko, poukładanym i porządnym na każdym kroku Bogdanem. Niko znika jednak bez śladu i zostaje uznany za zmarłego. Po 30 latach wraca na Ziemię nie tylko żywy, ale w ogóle niezmieniony. Gdy wszyscy żyli dalej, on prawdopodobnie dryfował w kosmosie – na temat tego, co mu się naprawdę przydarzyło nie mamy żadnych informacji. To jedna z wielu zagadek, które przyjdzie nam odkrywać z bohaterami.

Całość jest rozpisana dość dynamicznie, przez co licznik czasowy szybko wybija koniec odcinka. Z kolejnymi epizodami sprawa wygląda różnie, bo w grę wchodzą tematy, których nie można zamieść pod dywan lub potraktować tylko powierzchownie. To dobrze, że twórcy starają się zagłębić w niektóre zagadnienia, ale nie zawsze im to wychodzi. Problemem jest czasem chemia pomiędzy aktorami, a właściwie jej brak. Nie do końca da się wyczuć wszystkie relacje, więc niektóre zdarzenia spływają po nas jak po kaczce. Wynika to też z niewłaściwego castingu lub braku umiejętności niektórych młodszych członków obsady. W przypadku starych wyjadaczy sytuacja jest nieco inna. Niektórzy nie starają się na tyle, by uczynić swój występ wyjątkowym, inni odrobinę szarżują, co też nie wychodzi zbyt dobrze przed kamerą. Główna część obsady, starsza Marta (Magdalena Cielecka) i starszy Bogdan (Andrzej Chyra) potrafią nadać głębi swoim postaciom, ale show kradnie Vanessa Aleksander, która znakomicie odnajduje się w tej roli. Nawet jeśli daje porwać się szaleństwu młodości, to w oczach regularnie widać tę przenikliwość i opanowanie, które bywają czasem potrzebne.

Niestety, główna intryga oraz poboczne wątki nie do końca potrafią zainteresować widza. Odrobina niewiedzy, tajemnice oraz relacje wydają się rozgrywać w pewnym dystansie od widza, więc zaangażowanie się w historię nie jest łatwe. Mogą podobać się obrazki przyszłości (w Polsce) w 2052 roku, ale momentami zaczynamy sobie zadawać pytanie, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej wyglądają niektóre konstrukcje czy wnętrza. Momentami brakuje im uroku, który można by też zbudować odpowiednim nakręceniem niektórych scen. Największy zarzut kierujemy jednak w stronę muzyki, która pomimo wykorzystania wielu znanych/cenionych kompozycji, nie zawsze zdaje się pasować do scen lub jej zbyt rola jest wyolbrzymiona. “Dziewczyna i kosmonauta” nie opowiada wielu historii obrazem, lecz te wyrwy ma maskować konkretny utwór, który powie nam co czuje dany bohater lub jakie emocje powinniśmy odczuwać w trakcie seansu. Serial nie zawsze staje też na wysokości zadania w kontekście samej realizacji. Mimo, że do nakręcenia/wygenerowania niektórych ujęć potrzebny był niemały budżet, to w innych miejscach widać pewne braki.

Generalnie powinniśmy się jednak cieszyć, że (dzięki) Netfliksowi wracamy do takich klimatów. Polacy także mogą i powinni opowiadać historie z elementami sci-fi, ale jeszcze przed nami trochę pracy, byśmy mogli dorównać zachodnim produkcjom w niektórych aspektach. Pomysł na ten projekt wydawał się świetny i gdy tylko o nim usłyszeliśmy, byliśmy ciekawi końcowego efektu. Nie wszystko się udało, ale kilka rzeczy wypadło naprawdę dobrze. To kolejny krok ku temu, by sci-fi coraz częściej gościło wśród polskich projektów. Zaskoczeniem jest fakt, że jako romans wypada bardzo blado, natomiast pozostałe elementy potrafią zaciekawić.


Filmy, seriale, VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:

(6170)