Powrót

John Wick 3 | RECENZJA | Ekskomunika to ciężka rzecz, ale nie dla Johna

Ekskomunika to ciężka rzecz. Jednak dla Johna Wicka to nic takiego, czego nie mógłby udźwignąć. Zapraszamy do naszej recenzji filmu John Wick 3.

Ktoś tam, Frank Zappa, David Bowie – czy może Baba Jaga – powiedział kiedyś, że mówienie o muzyce jest niczym tańczenie o architekturze. Tak trochę jest też z próbą werbalnego opisania filmu John Wick 3. Podążamy w nim za Johnem (Keanu Reeves) po tym, jak w poprzedniej odsłonie został “wyklęty” z organizacji przez Wysoką Radę. Jego głowa warta jest 14 milionów dolarów, co naturalnie ściąga za nim zbirów z całego świata.

Przy okazji John oraz Winston (Ian McShane) są postawieni i zmuszeni do dokonania trudnych wyborów. John Wick 3 poszerza mitologię serii, która zawsze była już wprowadzona w ruch i podawana widzowi w minimalistyczny sposób. Bardzo dużo wprowadza tutaj postać Sędzi (Asia Kate Dillon), która sprawia, że wszyscy pomocnicy Johna muszą ponieść konsekwencje swoich czynów.

John Wick 3 to ewolucyjny krok, udoskonalający formułę hiper-klasowego filmu klasy B, jakim ta seria była od samego początku. Najnowszy obraz Chada Stahelskiego czasami zmierza w stronę graniczącą z absurdem, ale nigdy nie przekracza tej cienkiej linii. Za każdym razem reżyserowi udaje się utrzymać historię w zgodzie z własnym tonem. Widzu, powiadam Ci, po seansie będziesz żałował, że inne hollywoodzkie blockbustery nie starają się nawet w połowie tak mocno, jak John Wick 3.

Stahelskiemu po raz kolejny udaje się sięgnąć nowych wyżyn stylistycznych, z niemałą pomocą – a jakże – szklanych powierzchni, neonów i projekcji w tle. Poza zwyczajową arią kul, kopniaków i ciosów otwartą ręką, jest tu wiele scen z dość zaskakującą akcją. Mówię między innymi o nietypowym pościgu konno-motocyklowym oraz poprzedzającej wizycie w stajni, a także potyczce w antykwariacie pełnym ostrych przedmiotów.

Okazjonalnie wplątują humorystyczne akcenty, nawet jeśli wiążą się z niezwykle brutalną sceną. Nigdy jednak nie przerywają one ciągu wydarzeń, licząc na tanie poklaski. Idealnymi przykładami jest starcie w bibliotece, czy wizyta u lekarza. Jest to świetny sposób na rozładowanie napięcia, którego w JW3 jest tak wiele, że do jego rozczłonkowania potrzebna jest katana.

A właśnie, skoro wspominamy już o mieczach… Najciekawszą postacią tutaj wprowadzoną jest Zero (Mark Dacascos, ikona kina klasy B). Jako morderca na usługach Wysokiej Rady, ma zlikwidować Johna i pomaga w rozliczaniu się z członkami organizacji, ale nie jest to typowy, jednowymiarowy złoczyńca. Kunszt jego fechtunku jest przerażający, owszem, ale zarazem zachowuje się niczym największy psychofan Wicka. Przekłada się to na kilka prześmiesznych scen, które dla mnie reprezentują zenit tego filmu.

John Wick 3 podkręca stawkę i stawia poznane dotąd postaci (w tym Charona granego przez Lance Reddicka) w nowym świetle. Poszerza zarazem skalę akcji, obejmując również Maroko. Każda postać, która ma do czynienia z Johnem (także i on sam), jest postawiona w obliczu trudnych wyborów. Niejednokrotnie wymagają one najwyższego poświęcenia.

Jest tu całkiem sporo machinacji, intryg i blefowania (decyzje Winstona wobec Rady). Co było serią epizodów w poprzednich odsłonach, tutaj udało się zebrać w spójne fundamenty, wykreowanego przez Dereka Kolstada (scenarzysty) świata. W dwóch momentach (związanych z Marokiem oraz wizytą u rosyjsko-romskiego gangu) uważam, że tempo nieco opadło. Znalazła się tam duża ilość ekspozycji, która ostatecznie niewiele do filmu wniosła. Niemniej, nie wpłynęły ostatecznie negatywnie na kształt całości.

Jestem śmiało przekonany, że John Wick będzie w stanie pociągnąć jeszcze przez długi czas. Mam wrażenie, że prędzej skończą się rzezimieszki na całym świecie niż Keanu przestanie mieć ubaw z tej roli.

Ocena filmu: 5/6


ZOBACZ TAKŻE: Smętarz dla zwierzaków | RECENZJA | Film kinowy


(2800)