Powrót

Recenzja “Griseldy”, nowego hitu na Netflix. To serial twórców “Narcos”! Warto sprawdzić?

“Narcos” to jeden z najlepszych seriali Netfliksa w historii. Czy nowa produkcja od jego twórców stanęła na wysokości zadania? Oceniamy nowy serial “Griselda”.

Recenzja serialu “Griselda” na Netflix. Warto obejrzeć?

Premiera serialu “Griselda” na Netfliksie to przede wszystkim zaskakująca transformacja Sofii Vergary znanej głównie z roli Glorii Delgado-Pritchett we “Współczesnej rodzinie” w tytułową matkę chrzestną kokainy. Aktorka wcieliła się w tytułową postać Griseldy Blanco, handlarki narkotykami, prezentując się zupełnie inaczej niż dotychczas. Choć potrzebowała kilku odcinków, by osiągnąć pełnię formy, to stała się solidnym punktem przyjemnego, chociaż przewidywalnego, serialu.

“Griselda” podąża śladami innych produkcji, takich jak “Narcos” i “Narcos: Meksyk”, co jest zrozumiałe, skoro posiada ten sam zespół producentów na pokładzie. Serial podejmuje trudne zadanie dramatyzacji życia Griseldy Blanco, podobnie jak wcześniej uczyniono to z Pablo Escobarem i Miguelem Gallardo. Reżyserem wszystkich odcinków jest Andrés Baiz, znany z pracy nad “Narcosem”, co wprowadza pewne podobieństwo w stylu narracji. Różnicą jest brak prawdziwych nagrań Griseldy Blanco, być może w celu uniknięcia odwrócenia uwagi od wyglądu Vergary.

Mimo pewnych podobieństw, “Griselda” wciąga widzów w głównej mierze jako thriller kryminalny, prezentując skomplikowaną historię wytrwałej i nikczemnej przestępczyni. Realistyczne podejście Sofii Vergary do roli “Matki Kokainy” nadaje produkcji atrakcyjności. Niemniej jednak, cały projekt wydaje się powtórzeniem znanych schematów, co z jednej strony można uznać za zaletę, bo to sprawdzone i działające mechanizmy, a z drugiej strony chyba każdy spodziewał się większej ilości świeżości.

Podróż Griseldy staje się irytująco schematyczna, gdy serial ucieka do utartych narracji, zamiast pozwolić sobie na fascynujące studium postaci. Skoki w czasie i pośpiech w przedstawianiu niektórych wątków ograniczają możliwość zgłębienia prawdziwej historii Griseldy. W przeciwieństwie do “Narcosa”, który miał dwie długie serie, “Griselda” próbuje opowiedzieć zbyt wiele w zaledwie sześciu odcinkach, co kończy się nie do końca zadowalającym efektem.

Jednak “Griselda” wyróżnia się z tłumu poprzez głębsze zrozumienie trudności, jakie Griselda Blanco musiała przezwyciężyć, będąc kobietą w męskim świecie przemytu narkotyków. Mimo swojej bezwzględności, nie zyskuje uznania za swoje osiągnięcia. To wyraźnie różni ją od postaci takich jak Pablo czy Miguel. Serial skupia się na wewnętrznych konfliktach Griseldy, co daje Sofii Vergarze okazję do pokazania swojego aktorskiego kunsztu i pod tym względem trudno produkcji cokolwiek zarzucić. Casting głównej roli był strzałem w dziesiątkę.

Sama historia Griseldy rozpoczyna się od jej ucieczki z Medellín w Kolumbii do Miami  na Florydzie z trójką dzieci, uciekając od męża – agresywnego dilera narkotyków. Jej audytoryjna decyzja o rozpoczęciu własnego nielegalnego biznesu automatycznie przysparza jej nowych wrogów. Nawet DEA nie wierzy w jej potęgę, a jedynym funkcjonariuszem, który bada jej zbrodnie, jest młoda detektyw June Hawkins.

Postać June staje się fascynującym przeciwnikiem dla Griseldy, pomimo faktu, że kobiety nie spotykają się na ekranie zbyt wiele razy. Obydwie muszą pokonać przeszkody w męskim środowisku, gdzie nie są traktowane poważnie. “Griselda” skupia się mniej na działaniach tytułowej bohaterki, dochodzeniu policji i staraniach zatrzymania szefowej kartelu, a bardziej na indywidualnych historiach postaci, co dla fanów takiego podejścia będzie to dużą zaletą, ale chyba każdy zatęskni za mroczniejszym i bardziej poważnym tonem z “Narcos”. Skoncentrowanie się na tych kwestiach nadaje “Griseldzie” własny klimat, choć serial mógłby lepiej wykorzystać tę strategię, gdyby nie spieszył się z opowiedzeniem niektórych zdarzeń.


Filmy, seriale i serwisy VoD – przeczytaj więcej:

(260)