Podczas gdy widzowie wyczekują nowych przygód Batmana, Supermana czy Flasha, DC serwuje nam film o kimś zupełnie innym. Na pewno znajdzie się grupa osób, które wyczekiwały tej produkcji, ale dla masowego odbiorcy to całkowicie nowy bohater. Ten ciężar wziął na swoje barki Dwayne Johnson i zagrał Black Adama. Czy warto pójść do kina? Czy lepiej zaczekać na kolejny film DC?
- PRZECZYTAJ TAKŻE: HBO Max zapowiada wielki serialowy hit! Do obejrzenia już w grudniu – wielka premiera!
Film “Black Adam” – nowa propozycja od DC. Warto obejrzeć? Recenzujemy
Produkcji superbohaterskich nie brakuje w ostatnich latach. Tak częste eksplorowanie kart komiksów oznacza, że twórcy muszą sięgać po postacie i historie, których widownia jeszcze nie zna. Bo ile razy można opowiadać o genezie Batmana lub początkach działalności Spider-Mana? Okej, całkiem sporo, co już udowodniono, ale publiczność staje się coraz bardziej wymagająca – potrzebuje nowych wrażeń i świeżych pomysłów. Drugim aspektem jest rozbudowywanie filmowych uniwersów, gdzie prym wiedzie Marvel, bo tam nawiązań pomiędzy poszczególnymi postaciami i wątkami jest całe mnóstwo. W DC jeszcze to tak nie wygląda, ale filmów należących do DCEU przybywa. Jaki będzie los całego świata bohaterów DC? Tego nie jesteśmy w stanie określić, bo zbyt dużo spraw jest dynamicznych, ale “Black Adam” pokazuje, że czeka ich walka o spójność. I o widzów.
“Black Adam” zabiera nas tysiące lat wstecz, gdzie cała ta historia ma swój początek. Tak dużego wątku zakorzenionego w przeszłości jeszcze nie otrzymaliśmy, choć częściowo pojawiło się to w “Wonder Woman”. Tutaj mamy superbohatera, który nawiązuje swoim istnieniem do znanych widowni mechanizmów z “Shazama”, ale tym razem wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Co więcej, przygotowano nie lada niespodzianki dla tych, którzy nie są zaznajomieni z komiksami i trzeba przyznać, że twórcom udało się ograć część widowni. Taki zwrot akcji może nie jest porównywalny do odkryć z thrillerów czy kryminałów, ale bardzo fajnie, że w tego rodzaju produkcji doczekaliśmy się czegoś więcej niż w pełni jawnych lub łatwych do przewidzenia niespodzianek. Za najjaśniejszy punkt filmu należy uznać jednak coś innego.
W “Black Adamie” nie mamy bowiem do czynienia z typowym superbohaterem. Dla jednych może jawić się jako pozytywna postać, dla innych jego poczynania będą łatwe do kwestionowania. A przecież oprócz niego pojawiaj się też Justice Society, czyli stowarzyszenie, które łączy w sobie kilkoro superbohaterów pilnujących porządku. To jednak właśnie tytułowy bohater jest najciekawszą postacią, jeśli chodzi o typowe kino superhero. Zazwyczaj mamy bowiem do czynienia z przedstawicielami dobra i zła, gdzie ta granica jest jasno narysowana i przestrzegana. W przypadku Black Adama niemożliwe jest zaszufladkowanie go, bo dla społeczeństwa pełni rolę superbohatera, a dla ludzi z zewnątrz jest uznany za zagrożenie.
Przebudzony po tysiącach lat Teth-Adam nie może odnaleźć się w nowoczesnym świecie, który tak różni się od jego czasów. Działa instynktownie, pomaga napotkanym mieszkańcom miasta, chroni tę, która go wybudziła: Adrianna Tomaz (Sarah Shahi). Jej syn znajdzie się w niebezpieczeństwie i będzie zmuszona poprosić Black Adama o pomoc, ale zanim to nastąpi młody chłopak będzie starał się przeszkolić Adama z nawyków superbohaterów. To zabawne i barwne momenty, które rozluźniają atmosferę. Gdy na horyzoncie pojawia się Justice Society z Hawkmanem (Aldis Hodge) i Dr Fate (Pierce Brosnan) na czele, a z Atomem Smasherem (Noah Centino) i Cyclone (Quintessa Swindell) w drugiej linii, to sytuacja staje się jeszcze ciekawsza. Każde z nich ma swoją rolę do odegrania i sprawdzają się w nich znakomicie, oprócz Cyclone, której chyba nie do końca określono pozycję i zadanie w fabule. Hawkman pilnuje porządku i jest niezwykle spięty, Dr Fate to poczciwy staruszek (mentalnie), który dostosuje się do każdej sytuacji, a Atom to połączenie Deadpoola i Ant-Mana, co wychodzi w tym filmie zaskakująco udanie.
Do najsłabszych ogniw filmu zaliczyć można antagonistę Sabbaca. W obydwu postaciach (przed i po przemianie) wypada mało przekonująco, rzuca frazesami i mało kogo potrafi wystraszyć. W momencie konfrontacji z Justice Society oglądamy go pod nową postacią i to w 100% wygenerowaną cyfrowo. Tutaj niestety graficy się nie popisali i trudno nie odnieść wrażenia deja vu do Steppenwolfa z pierwszej wersji “Ligi sprawiedliwości”. Dość generycznie opracowana i zachowująca się postać, której nie poświęcono zbyt wiele czasu na zaprojektowanie. Wielka szkoda. Na osłodę dodam, że ścieżka dźwiękowa z filmu wypada bardzo korzystnie. Nie brakuje oczywiście typowych jak na taki film (podniosłych) kawałków, ale dobór pojedynczych, znanych piosenek jest bardzo udany, podobnie jak w “Legionie samobójców” Jamesa Gunna. Dzięki temu “Black Adam” jest bliższy widowni, a seans wydaje się przyjemniejszy.
Dlaczego tylko wydaje? Ponieważ “Black Adam” to film stworzony jakby naprędce, z generycznym scenariuszem i mało atrakcyjną reżyserią. Użycie green screenów razi, montaż wydaje się być niewystarczająco ciekawy, a film nie wkomponowuje się w większym stopniu do reszty uniwersum. Niektóre dialogi cierpią na sztuczność, która wkrada się też w aktorstwo w niektórych przypadkach. Pierce Brosnan wybija się na tle reszty, choć trzeba też dodać, że całkiem nieźle wypadł Centino jako Atom. Film może nie przynudza, ale nie angażuje na tyle, by ktokolwiek zapomniał o podjadaniu popcornu i popijaniu coli. Czasu nie zmarnujecie, ale po godzinie od wyjścia z kina nie będziecie pamiętać, że widzieliście ten film.
Filmy, seriale, VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej:
- Netflix na cały rok za darmo?! To nie wszystko – ten operator włączył mega świąteczną promocję
- 7 super nowości na długi weekend na Netflix! Jaki film lub serial warto obejrzeć?
- Jak odebrać Apple TV+ na dwa miesiące za darmo? Trzeba się spieszyć – tu odbierzesz kod
- Masz telewizor tej marki? Za chwilę skorzystasz z ważnej, hitowej aplikacji VoD!
- Nowy hit w HBO Max w Polsce! Na ten film czekało wielu – warto obejrzeć?
(385)