Home Strefa filmu Recenzje filmów kinowych i seriale Recenzujemy nowy hit MCU “Thor: Miłość i grom”! Warto wybrać się do kina?
Recenzujemy nowy hit MCU “Thor: Miłość i grom”! Warto wybrać się do kina?

Recenzujemy nowy hit MCU “Thor: Miłość i grom”! Warto wybrać się do kina?

631
3

Fani Marvela nie mają łatwo. Bycie na bieżąco z najnowszymi produkcjami w ramach uniwersum staje się nie lada wyzwaniem, tym bardziej, że od niedawna mają szansę nadrabiać i oglądać na bieżąco seriale MCU na Disney+. Ale kluczowymi produkcjami pozostają kinowe filmy, a najnowszym z nich jest “Thor: Miłość i grom”. Ten sam reżyser, nowe pomysły i kilka schematów oraz rozbudowana obsada. Co mogło z tego wyjść?

“Thor: Miłość i grom” – recenzja nowego kinowego hitu! Warto obejrzeć najnowszy film MCU?

Wybierając się do kina na nowego Thora na pewno możemy mieć pewne oczekiwania. Po dość udanej trzeciej części, która podniosła poprzeczkę serii, czas na nowe rozdanie. Ponownie reżyseruje Taika Waititi, który pokazał, że po dwóch filmach o bogu piorunów da się stworzyć film, który wprowadzi trochę świeżości i ponownie zainteresuje widzów postacią. Thor jest przecież z nami od 11 lat, a widywaliśmy go całkiem często w jego własnych filmach, Avengersach i nie tylko. Jednocześnie jednak jego popularność nie rosła ani nie malała znacząco i można tylko dywagować, czy bez całej otoczki MCU nowy solowy film o tym superbohaterze budziłby takie emocje.

Spoglądając na obsadę trudno nie mieć wątpliwości, że zrobiono wszystko, by uczynić ten spektakl wyjątkowym. Do Chrisa Hemswortha i Natalie Portman dołącza Christian Bale, któremu powierzono rolę głównego czarnego charakteru. I co to jest za występ! Ewidentnie widać, że aktor miał bardzo konkretną wizję i pomysł na to, jak zagrać Gorra i włożył w tę postać wszystko, co mógł. Bale’a znamy z poświęceń i choć tym razem nie było potrzeby w tak drastyczny sposób nadwyrężać organizmu, to nie można mu odmówić starań. Co więcej, te starania przynoszą wymierne efekty, bo Gorr nareszcie jest przeciwnikiem, który pomimo podążania utartymi ścieżkami potrafi wystraszyć i wzruszyć. Nacisk, jaki położono na uczynienie z niego niepowtarzalnego przeciwnika się opłacił, a Bale na pewno nie będzie musiał wstydzić się udziału w filmie Marvela. Niektórzy tyle szczęścia czy umiejętności nie mieli.

Fabuła “Thor: Miłość i grom” nie jest niczym szczególnie porywającym. Główny wątek rozwija się w klasycznym dla takich filmów tempie, a poboczne sprawy mącą i mieszają dynamiką filmu. Waikiki umiejętnie prowadzi widza przez to wszystko, dając mu szansę do pośmiania się, chwili refleksji, a także zdziwienia. Zaskoczeniem jest kilka scen, które pomimo ogólnej przewidywalności filmu, udają się jako niespodzianki. Nie brakuje sporej liczby easter eggów i fan-service’u, który na stałe wpisał się w kanon i raz udaje się lepiej, raz gorzej. W przypadku tego filmu ucieszy na pewno widzów pojawienie się postaci, które znają, bo nie widzieliśmy ich już jakiś czas (ale nic więcej nie powiem). Na koniec mamy też dwie dodatkowe sceny, które nie są może rewolucyjne w kontekście całego uniwersum, ale to miły dodatek, który również na stałe znalazł się w programie filmów Marvela.

Trudno też przyczepić się do strony audiowizualnej filmu, bo Taika Waikiki wielokrotnie udowadniał, że jego gust i kunszt pozwalają tworzyć świetnie wyważone produkcje. Nie zawsze może pójść na całość i nagrać coś po swojemu (co w ramach Marvel Cinematic Universe jest normą, że twórcy nie mają pełnej wolności), ale regularnie udaje mu się przemycać własne pomysły i idee, które pozwalają wyróżnić się nowemu Thorowi na tle konkurencji. W bezpośrednim porównaniu “Thor: Miłość i grom” nie jest mniej udany widowiskiem niż drugi “Doktor Strange”, ale obydwie produkcje miały zupełnie inne cele i należy o tym pamiętać.

Bardzo istotną kwestią jest bowiem to, że najnowszy Thor ma być jak pokaz fajerwerków, podczas gdy “Doktor Strange: W multiwersum obłędu” mierzył zupełnie w co innego, stając się odrobinę dramatem i horrorem. Tutaj mamy do czynienia w 100% z kinem rozrywkowym zawierającym potrzebne elementy, które pozwolą widzom na wzruszenie się, ale docelowo ma to być źródło funu, rozrywki, frajdy i radości. Przez około 2 godziny właśnie takie uczucia będą nam towarzyszyć w trakcie seansu, ale później mogą pojawić się myśli, że zostaliśmy odrobinę oszukani. Dlaczego?

Ponieważ “Thor: Miłość i grom” tak naprawdę znakomicie wpasowuje się w wypracowane przez lata szablony filmów superbohaterskich. Czy to źle? Z jednej strony nie można tego uznać za wadę, jeśli film tak dobrze spełnia warunki kina rozrywkowego i superbohaterskiego, ale czy po tylu podejściach nie chcielibyśmy otrzymać czegoś innego? Dodatkowe pytanie brzmi: czy możliwe jest nakręcenie filmu o takim bohaterze jak Thor, nie przygotowując ostatecznie dania z gotowych składników, skoro nic innego nie mamy pod ręką, a menu restauracji nas skutecznie ogranicza?

W swojej kategorii najnowszy film wypada równie dobrze, co główna obsada i reżyser. Podczas seansu na pewno będzie nam tupać nóżka, bo mamy całą plejadę hitów i to nie z ostatniej dekady czy dwóch, lecz prawdziwe klasyki, które mogą wrócić do łask podobnie jak te użyte w innych filmach. Rock z lat 80. nie jest obcy dla Thora, więc tym bardziej to się wszystko zazębia, a Portman oraz Hemsworth ponownie pokazują, że czują te postacie doskonale i mogą sobie z nimi na wiele pozwolić. Szkoda tylko, że ich talent oraz wizja Waikikiego nie mogłyby w pełni spieniężone, bo wtedy na pewno “Thor: Miłość i  gromy” miałby jeszcze większe szanse zaskoczyć. Zawiedzeni nie będziecie, ale o totalnej niespodziance zapomnijcie.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej: 

(631)

0 0 głos
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
Kamil
Kamil
1 rok temu

5/10 i to dlatego ze jestem fanem Marvela. Pogubiona fabuła, dzieje sie wszystko i nic w tym filmie

Igor
Igor
1 rok temu

Kiedy pojawi się w Disney+?

Krzysiek
Krzysiek
1 rok temu
Reply to  Igor

Pewnie 45 dni po premierze kinowej.

3
0
Chcielibyśmy poznać twoje zdanie na ten tematx
()
x