Home Strefa filmu Recenzje filmów i seriali SVoD “Prawnik z Lincolna” na Netflix – recenzja! Wielki hit serwisu to rarytas dla miłośników klasycznego stylu?
“Prawnik z Lincolna” na Netflix – recenzja! Wielki hit serwisu to rarytas dla miłośników klasycznego stylu?

“Prawnik z Lincolna” na Netflix – recenzja! Wielki hit serwisu to rarytas dla miłośników klasycznego stylu?

631
0

Po seansie “Prawnika z Lincolna” do głowy może przyjść tylko jedna refleksja: to serial nakręcony w starym, telewizyjnym stylu. To wcale nie musi oznaczać, że to źle, bo tego rodzaju produkcji nie powstaje dziś za wiele, a są one zdecydowanie jednym z lepszych źródeł klasycznej serialowej rozrywki.

Seriale na Netflix – recenzja “Prawnika z Lincolna”

Jeden z najpopularniejszych seriali Netfliksa to produkcja oparta na powieści Michaela Connelly’ego. Tytuł zajmował pierwsze miejsce w TOP 10 serwisu w ostatnich dniach i wcale się temu nie dziwimy. To wciągająca, miła dla oka i przyjemna w odbiorze opowieść o prawniku, który stara się odzyskać swoją pozycję na niezwykle trudnym rynku. Zawirowania życiowe sprawiły, że przez ponad rok nie pracował, ale to nie to było jego największym problemem, lecz uzależnienie. Używki wniosły jeszcze więcej kłopotów w jego życie, przez co stracił rodzinę. Micky Haller zdołał jednak odzyskać równowagę i gdy rozważa powrót do zawodu adwokata, dowiaduje się o śmierci swojego znajomego Jerry’ego.

Ten został zamordowany, ale wcześniej zdołał przepisać na Micky’ego swoją kancelarię, a także wszystkie sprawy. Klienci nie są do niego przychylnie nastawieni, ale Haller decyduje się skorzystać z danej szansy i wrócić do pracy jak najszybciej. Będzie to wiązać się z wieloma wyzwaniami, do których należy przekonanie klientów do swojej skuteczności, ale jedna ze spraw od samego początku zwraca na siebie uwagę, dlatego poświęci jej najwięcej czasu.

Oskarżony o morderstwo żon i jej kochanka zostaje bowiem bogaty właściciel firmy produkującej gry. Na pierwszy rzut oka wszystko pasuje tu jak ulał – motyw, okoliczności i dowody, ale Micky dość szybko zorientuje się, że nic nie jest tu takie na jakie wygląda. W międzyczasie nie zrezygnuje jednak z niesienia pomocy innym, mniej zamożnym klientom przy mniej medialnych sprawa. Bryluje na sali sądowej i, jak sugeruje tytuł, nieustannie przemieszcza się Lincolnem, choć nie zawsze tym klasycznym modelem sprzed kilku dekad, bo producent aut ma też w ofercie nowoczesne SUV-y.

Michaelowi myśli i pracuje się znacznie lepiej, gdy jest w ruchu, dlatego jedna z klientek staje się jego kierowczynią, a on przemierza ulice miasta w aucie przygotowując się do rozpraw. Jest w tym sporo uroku, bo wygląda na to, że rzeczywiście otrząsnął się z tego wszystkiego, co go spotkało w przeszłości, mimo że okazjonalnie zdarzają się chwile refleksji mogące sprawić, że ponownie się stoczy. Kilka razy prawie uwierzyliśmy, że do tego dobrze, bo przecież życie nie jest usłane różami i nie każdemu musi się zawsze powodzić, ale twórcy serialu robią wiele, byśmy mogli nadal trzymać za niego kciuki i cieszyć się z jego sukcesów.

Jeśli fabuła serialu wyda się komuś znajoma – m. in. pod względem budowy i sposobu opowiadania historii – to takie wrażenie mogą mieć widzowie mający za sobą seans “Boscha”. Obydwie produkcje oparto na książkach tego samego autora, choć “Prawnik z Lincolna” jest zdecydowanie lżejszą i łatwiejszą w odbiorze produkcją. Nie brakuje tu zagwozdek i fałszywych tropów, ale bohaterom osiąganie celów przychodzi znacznie łatwiej, a wyjaśnienie zagadki pojawia się wcześniej, niż się tego spodziewaliśmy.

Obsada serialu nie jest ekipą z pierwszych stron branżowych gazet, ale to nie oznacza, że można im coś wprost zarzucić. Manuel Garcia-Rulfo został świetnie dobrany do głównej roli, a momentami można uznać, że postać Hallera napisano z myślą o nim. Owszem, na przestrzeni 10 odcinków nie ukazuje zbyt wielu stron swojej postaci, ale współwinnymi są tu scenarzyści, którzy dość nieudolnie próbowali nadać mu głębi bardziej poruszającymi scenami. Najbardziej znaną twarzą w serialu jest bez wątpienia Neve Campbell (seria “Krzyk” i “House of Cards”). Ewidentnie starano się nie tworzyć nazbyt ponurej i przytłaczającej atmosfery, więc po pewnym czasie nabieramy nawyku nie przejmowania się niektórymi jego problemami, bo wiemy, że sobie z nimi poradzi. Spokojnie, twórcy przygotowali trochę niespodzianek, ale “Prawnik z Lincolna” to dość bezpieczny seans, przy którym chcemy przede wszystkim odpocząć.

Przy okazji jednak poznamy wiele ciekawych faktów i ciekawostek na temat amerykańskiego systemu sądowego, bo uwzględniono także sceny tłumaczące zagrania stosowane przez głównego bohatera. To, jak lawiruje on na granicy prawa lub nagina zasady dla swojej korzyści, jest naprawdę angażujące i sprawia, że mamy cały czas ochotę na więcej. Być może niektóre jego działania mogą wydać się mało prawdopodobne, a szczególnie ich efektywność, ale nie mamy przecież do czynienia z produkcją dokumentalną, by każdy jej aspekt był zgodny z rzeczywistością w 100%.

“Prawnik z Lincolna” nie powalczy o tytuł najciekawszego i najbardziej odkrywczego serialu na Netfliksie w tym roku, ale zdecydowanie wskakuje na listę udanych produkcji, które mogą uprzyjemnić Wam wieczory lub weekendy. Słoneczna i upalna Kalifornia idealnie pasuje do aury za oknami, a po zakończonym seansie możecie sięgnąć po oryginalny film z Matthew McConaughey’em, bo 2. sezon serialu jeszcze nie został potwierdzony i nie ma go na Netfliksie. Wydaje się, że to tylko kwestia czasu, choć nowa polityka Netfliksa (bardziej rozważne inwestowanie w projekty) może negatywnie wpłynąć na przyszłość “Prawnika z Lincolna”.


VoD i serwisy streamingowe – przeczytaj więcej: 

(631)

2 2 głosy
Article Rating
Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chcielibyśmy poznać twoje zdanie na ten tematx
()
x